czwartek, 26 lutego 2015
jestem w Polsce
lotnisko. wylot z bkk
a tak mnie żegnało wschodzące słoneczko..
chciałam jechać busem o 7.00. o 10.20 mam wylot zatem niby powinnam byc na lotnisku o 8.20. babka która mi sprzedawała bilet na busa stwierdziła ze to za późno.... ze lotnisko jest daleko... ze jedzie się 1,5 godziny ze korki srorki.... wyjazd. 6.15. na lotnisku byłam o 7.10 ... pewnie na 7.00 nie miała już miejsc.. w busiku.... bitch. whatever
śmiesznie podsluchuje się Polaków.... udając że.... się nic nie rozumie...
środa, 25 lutego 2015
dziś do domu
dziś... bo u mnie 2 minuty po północy... aczkolwiek u Kotów będę 27 lutego... około 5 rano... pod warunkiem że startów i lądowań będzie tyle samo ;)
przyznam ze trudno było rozstać się z Bangkokiem mimo że poznałam tylko jego turystyczną część... może dlatego że to jednocześnie pożegnanie z Tajlandia. do teraz chodziłam po Khao San Road. na dwa dni dałam się troszkę ponieść w wir semi skomercjalizowanej turystyki.. ale dzięki temu widziałam bangkok w nocy... targ na torach i ten pływający... trochę świątyń... zdjęcia Wam wkleję juz z domu. w świątyni Szamaragdowego Buddy nie wolno było robić fotek.... a szkoda.... Ale za to mam leżącego Budde i jeszcze jakiegoś, ale cholera wie jakiego.
blog nazywa się ''pozadomem''... więc może po powrocie nie powinnam juz tu nic umieszczać ani uzupełniać...?!?
mam nadzieje wrócić do Tajlandii. ponownie od strony bakpakersa.
bangkok dzień drugi
tu uchwyciłam moment jak się stragany ponownie rozstawiają po przejeździe pociągu ... ale zobaczycie film, robi wrażenie, na mnie przynajmniej
ten kociak zdążył się nawet umyć zanim pociąg przejechał :)
a to poniżej był jakiś biduś ... wydaje mi się że nie widzi, ale ma swojego człowieka ... który praktycznie cały czas się Nim zajmował zatem ... jest okej.
piątek, 20 lutego 2015
mały słonik "trouble maker" i "ruch uliczny słoni"
małe słoniki ..... wchodzą na ogrodzenie i nie chcą z niego zejść :)
a tu "parada słoni" ... prawie jak autostrada słoni :)
filmy to NIC. cudownie było je dotykać, przebywać z nimi, karmić je, obserwować zachowanie, obserwować trąbę - jestem wręcz zafascynowana tym mięśniem ... kolejne filmiki jutro, tematem przewodnim będzie trąba .... cudnie było je słuchać wieczorami ... głaskać, wiem, mało pewnie czuły przez 2 centymetrową skórę ...ale ja widziałam ich oczy ...te Zwierzęta są tam szczęśliwe..... to przecudowne zwierzęta które mnóstwo wycierpiały przez .... ludzi ... i niestety cierpią nadal :(
to miejsce jest dla nich i dla innych zwierzaków rajem ... super że ta Kobieta - właścicielka i pomysłodawczyni .... tyle dla nich robi.
są tu wycinki z gazet w różnych jerzykach, również w "szlaczkach" .... ale również po polsku, powiększcie sobie ...to będziecie mogli poczytać.
zazdroszczę kobiecie życia. ma cel. ma co robić. jest spełniona. Jej życie ma znaczenie. tak tak wiem, moje tez ma. tak.
ko mak zmiana miejsca zamieszkania
mogłam się zameldować dwie godziny wcześniej. zaprowadzili mnie do domku, tym razem z klimą.
plażę jest prawie piaszczysta.
nie znam jeszcze swoim nowych koleżanek i kolegów z domku .....chyba wszystkie sa niesmiałe .... ale za to mam dwóch kolegów poza domkiem.
po zameldowaniu poszłam na spacer ...tak poznałam pierwszego kolegę, właściwie kolezanką. niedaleko miejsca gdzie mieszkam jest molo - na które zresztą zawedrowałam dwa dni temu będą na krótkim 10 kilometrowym spacerku w "inną część wyspy".
wracam. widoki cudne.
i mniej cudne. no mówię że natura jest piękna a ludzie do debile ...
nagle widzę sforę psów biegnących w moją stronę, myślę sobie zagryzą mnie, zdechnę tutaj i ryby mnie będą żarły .... dobrze że przynajmniej ktoś przez chwilę będzie miał jakiś pożytek, aczkolwiek .... mogłyby się potruć, mieć zatwardzenia, niestrawności ...o czym to ja ? aha ....sfora psów ... biegnie ... ja się przestraszyłam ...serio , nie posrałam się ani nic ... jednak ... no bałam się chwilowo ... od razu przypomniałam sobie ten wypadek w styczniu z jakaś kobietą która w obronie swojego dziecka dała się pogryźć przez psy ... jakoś odciągnęła ich uwagę od malucha i sama została dotkliwie pogryziona ... od razu przypomniałam sobie co robić, nie ruszać się, udawać że się ich nie widzi ? że ja jestem niewidzialna ? że mnie nie ma ? że umarłam ? .... psy biegną, bestie się zbliżają .... dookoła mnie drzewka ale wolałam się nie ruszać, pomyślałam sobie, rusze się, zacznę biegnąć ... to sie na mnie rzuca odgryzą mi nos, dupę i całą resztę co wystaje .... może też będa miały niestrawność ... albo zatwardzenie jak te ryby ... które mają jeść moje szczątki .... dobra ... oto kto do mnie dobiegł ... .
specjalnie sporo enterów abyście poczuli chwile GROZY :)
a tak powaznie ... piękny widok ... jedna maluszka (sprawdziłam że nie ma fiucika) stwierdziła że koło mnie zostaje bo jestem strasznie fajna (pewnie jest chora psychicznie)
pobawiłyśmy się trochę, potem wzięłam Ją na ręce i razem szukałyśmy jej mamy i reszty rodzeństwa ... które bawiło się całkiem niedaleko ...
potem stwierdziłam że nabieram sobie muszelek na pamiątke. wybierałam większość ciemnych, szarych, granatowych, czarnych (serio?)
i w ten sposób poznałam drugiego kolegę który odważył się ujawnić dopiero w domku.
z tym kolega się nie bawiliśmy ... zbyt długo ani namiętnie, odstawiłam go "do domu na plażę"
miejsce fajne. w kawiarni ceny jak na ulicach z "garkuchni" i żarcie takie samo - dobre, swojskie, tajksie, nie sztuczne, nie restauracyjne. mam zamiaru tu jeść, spać i opalać się przez kolejne trzy dni.
potem za 700 baht płynę do Bangkoku. mam już kupiony bilet. trasa - 6 godzin, czyli mniej więcej tyle samo co autobusem tylko nie muszę taszczyć plecaka, oganiać się od tuk tuków, szukać autobusów i czuć śmierdzących nóg Tajów.