w Krakowie smog niemiłosierny. nie
ma czym oddychać! to jest straszne bo oddychać trzeba... chyba. boli głowa,
gardło, metaliczny posmak w buzi... masakra. weszłam do pociągu i nagle
wzięłam głęboki oddech bo klima i poczułam jak bardzo powietrze jest
zanieczyszczone. masakra jakaś. Spałam cały przejazd. herbatki się napiłam.
Do
Warszawy pociągiem. zostawiam rzeczy u M. (dziękuję za towarzystwo przy
śniadaniu i super parę godzin) rzeczy zimowe. spodnie. kurtka. sweter. polecam...
Bo nie trzeba nosić w plecaku dodatkowych kilogramów. w sensie nie polecam M.
żeby każdy się do Niego nie zgłaszał ;) tylko polecam taką akcję.
odprawa
w Warszawie bezproblemowo. czyli jeszcze nikt mnie w Polsce nie ściga :)
miejsce przy oknie. aeroflot daje takie samo plastikowe jedzenie jak każda inna
linia ale Ci dają menu wcześniej aby człowiek mógł się zapoznać z tym co
jeść będzie.
lądowanie w Moskwie. krótkie przejście do innej części lotniska. Godzina czekania i zajmuję miejsce przy oknie w samolocie do Bangkoku.
prawie
cały lot znowu przespałam. po lądowaniu w Bangkoku sprawdzanie paszportów i
cała końcowa kontrola i czekanie na bagaż całość trwała 60 minut. sporo.
wylądowałam o 8:30 w Bangkoku a lot do Chiang Mai miałam o 12:25. ale trzeba
przejechać z lotniska międzynarodowego na krajowe. normalnie jedzie się 60
minut. przeszłam do bramy nr 2 skąd taki autobus odjeżdża, byłam tam o 9:30.
najbliższy ruszał o 10:00 i tym razem Pan mnie zmartwił bo powiedział że jedzie
się 90 minut z powodów remontów na drogach... no trudno, powinnam zdążyć bo
odprawa zaczyna się właśnie o 11:30 czyli o tej powinnam być na miejscu, a że
to lotnisko nie jest wielkie ... to chyba dam radę i się nie zgubię.
I dałam
radę, zdążyłam. Na lotnisku byłam o 11:30 a po 10 minutach znalazłam się przy
odpowiednim okienku gdzie można się odprawić. I tu zaczął się problem. okazało
się że mam bilet. na wczoraj. :( popieprzyły mi się daty, zamiast na 3 lutego
kupiłam na 2 .... skierowała mnie do miejsca gdzie bilety można kupić. przed
kasami stało kilku Tajów obsługujących tłum, powiedziałam o co mi chodzi ..
powiedział że na dziś biletów do Chiang Mai już nie ma. wszystkie
samoloty pełne.... zatkało mnie, bo to oznaczało, że na ten moment nie mam się
gdzie podziać, nie mam gdzie spać, muszę zmieniać rezerwację noclegu w Chiang
Mai i do tego muszę napisać do firmy z którą mam na 4 lutego wykupioną
wycieczkę że mnie nie będzie. Oczywiście tracąc ją automatycznie, i pieniądze
za nią. Dzięki Buddzie Pan podszedł do kasy i zamienił parę zdań z kasjerką.
powiedział że jednak są miejsca przed 15tą. sobie myślę tyłek uratowany,
wręczył mi bloczek z numerkiem. 20 osób przede mną. 8 kas, 30 minut czekania.
dotarłam do kasy ...a ona mówi że owszem są miejsca ale już tylko na 20:50
... no cóż mogę zrobić ... przecież się nie obrażę. problem tylko taki że
do obiektu, w którym śpię według informacji na booking.com można się zameldować
do 20tej .... ale to zaplanowałam załatwić jak już będę miała bilet w ręce.
:(
kwota za bilet taka, jak za przelot w dwie strony z poprzedniej rezerwacji
(wcześniej upolowałam fajną promocję z racji wczesnej rezerwacji) czyli około
400 zł w plecy. bardzo dużo :( fuck :( ... płacę. karta nie przechodzi, mimo że
w Polsce działała. myślałam że mnie szlag trafi, podaję drugą. przeszła. a tą
pierwszą właśnie zapłaciłam za wegańskiego hamburgera ... i jakoś działać
zaczęła. i teraz czekam .... od 12 do 20:50 na lotnisku na lot. wychodzić nie
zamierzam z lotniska bo znając moje szczęście gdzieś się zgubię, potknę,
zabiję a jutro ciekawa wycieczka od 8 rano ... wolałabym na nią dotrzeć. poza
tym jestem cholernie zmęczona i trochę już na stojąco zasypiam.
napisałam
do obiektu gdzie śpię że mój samolot ląduje o 21:50 i czy poczekają. odpisali w
10 minut że bezproblemowo. przynajmniej tyle dobrze. my za late check in
pobieramy opłatę :)
zobaczymy
co będzie wieczorem, nie sądzę abym poszła jeszcze gdzieś do miasta na krótki spacer ... raczej
padnę.
W
Bangkoku 28 stopni :)
aha i w
łazienkach w Bangkoku i Moskwie straszny syf, jakby ich ktoś 48 godzin nie
sprzątał. zawsze tak było czy to ja się starzeję ?
dobra
idę czytać książkę … mam nadzieję że nie umrę do 20 i że ZDĄŻĘ na samolot …
generalnie poszłam spać na jakiś fotel. duży plecak pod nogi. mały pod rękę (nie Mały tylko plecak). ustawiłam sobie alarm w komórce... gdybym zaspała.
myślałam że to już koniec trudności czy stresu.
otóż żeby dostać się na podkład AirAsia trzeba stanąć w 3 (słownie: trzech) kolejkach 4 (słownie cztery) razy. najpierw podchodzisz nazwijmy to do kolejki A. Pani Ci mówi abym check in zrobiła przy maszynie. idę do kolejki M do maszyny. maszyna nie zczutuje kodu paskowego. trzeba wpisać ręcznie. podchodzi pracownik i robi to. dalej mówi abym podeszła do kolejki K po kartę pokładową. Pani zapytała po co do niej podeszłam to już zgłupiałam i powiedziałam ze nie wiem, tłumacze trochę zakłopotana i znowu zestresowana ze chciałabym się dostać na podkład samolotu, jeśli to nie problem. do tego momentu byłam miła i uśmiechnięta i 5 razy umarłam ze zmęczenia. na to ona że czego potrzebuje? ... nosz kurwa. ma przed pyskiem mój paszport. wydruk.... chyba potwierdzenie z kasy i z maszyny. a skąd ja mam wiedzieć co jeszcze trzeba. słonia w karafce? w końcu wydała mi kartę pokładowa. pytam gdzie teraz. mam wrócić do kolejki A nadać bagaż bo przecież waży całe 8,2 kg. kurwa. serio? od początku mówiłam ze chce nadać bagaż. stoję. dochodzę do okienka. kazał mi koleś położyć bagaż na wagę. nagle waży 11,4 kg. na wadze oddalonej 10 metrów ważył 8,2 kg. a on mi mówi ze jest z za ciężki i ze muszę coś wyjąć. mówię ze nie ma takiej opcji i że mogę przecież nadać bagaż do 20 kilo więc chcę to zrobić. ściąga bagaż. waży jeszcze raz. muszę coś wyjąć. wyśmiałam go zapytałam dlaczego jak widzi ze na potwierdzeniu z kasy mam 20 kilo. a on na to ze jest za ciężki. oddaje mi wszystkie papiery i każe wyciągać rzeczy z bagażu. postukałam się w czoło i powiedziałam ze chce z kimś rozmawiać kto jest w stanie bez dodatkowych korepetycji z matematyki wyższej pojąć cudem różnice między 11,4 kg a 20 kg. przyszła laska. Zważyła bagaż. (na jej wadze 10,5 kg ale to już pominę) przyjęła bagaż (serio!). skierowała mnie do odpowiedniej bramki. powiedziała że ona nie wie o co temu kolesiowi chodziło i żebym się nie przejmowała i ze ona przeprasza za niego. a ten debil składa ręce i też przeprasza. wtf???
poszłam do bramki i że pupa mnie już boli od siedzenia położyłam się na podłodze i czekam. i przykryłam się bo tu bardzo zimno za sprawą klimy.
generalnie poszłam spać na jakiś fotel. duży plecak pod nogi. mały pod rękę (nie Mały tylko plecak). ustawiłam sobie alarm w komórce... gdybym zaspała.
myślałam że to już koniec trudności czy stresu.
otóż żeby dostać się na podkład AirAsia trzeba stanąć w 3 (słownie: trzech) kolejkach 4 (słownie cztery) razy. najpierw podchodzisz nazwijmy to do kolejki A. Pani Ci mówi abym check in zrobiła przy maszynie. idę do kolejki M do maszyny. maszyna nie zczutuje kodu paskowego. trzeba wpisać ręcznie. podchodzi pracownik i robi to. dalej mówi abym podeszła do kolejki K po kartę pokładową. Pani zapytała po co do niej podeszłam to już zgłupiałam i powiedziałam ze nie wiem, tłumacze trochę zakłopotana i znowu zestresowana ze chciałabym się dostać na podkład samolotu, jeśli to nie problem. do tego momentu byłam miła i uśmiechnięta i 5 razy umarłam ze zmęczenia. na to ona że czego potrzebuje? ... nosz kurwa. ma przed pyskiem mój paszport. wydruk.... chyba potwierdzenie z kasy i z maszyny. a skąd ja mam wiedzieć co jeszcze trzeba. słonia w karafce? w końcu wydała mi kartę pokładowa. pytam gdzie teraz. mam wrócić do kolejki A nadać bagaż bo przecież waży całe 8,2 kg. kurwa. serio? od początku mówiłam ze chce nadać bagaż. stoję. dochodzę do okienka. kazał mi koleś położyć bagaż na wagę. nagle waży 11,4 kg. na wadze oddalonej 10 metrów ważył 8,2 kg. a on mi mówi ze jest z za ciężki i ze muszę coś wyjąć. mówię ze nie ma takiej opcji i że mogę przecież nadać bagaż do 20 kilo więc chcę to zrobić. ściąga bagaż. waży jeszcze raz. muszę coś wyjąć. wyśmiałam go zapytałam dlaczego jak widzi ze na potwierdzeniu z kasy mam 20 kilo. a on na to ze jest za ciężki. oddaje mi wszystkie papiery i każe wyciągać rzeczy z bagażu. postukałam się w czoło i powiedziałam ze chce z kimś rozmawiać kto jest w stanie bez dodatkowych korepetycji z matematyki wyższej pojąć cudem różnice między 11,4 kg a 20 kg. przyszła laska. Zważyła bagaż. (na jej wadze 10,5 kg ale to już pominę) przyjęła bagaż (serio!). skierowała mnie do odpowiedniej bramki. powiedziała że ona nie wie o co temu kolesiowi chodziło i żebym się nie przejmowała i ze ona przeprasza za niego. a ten debil składa ręce i też przeprasza. wtf???
poszłam do bramki i że pupa mnie już boli od siedzenia położyłam się na podłodze i czekam. i przykryłam się bo tu bardzo zimno za sprawą klimy.
przelot na miejsce okej. na miejscu taksówka za 160 bathów i byłam na miejscu za 10 minut.
do
miasta jednak jeszcze wyszłam, więc albo nie było ze mną tak źle, albo byłam
zdesperowana albo odespałam na lotnisku.
jak
wyszłam z obiektu gdzie śpię przywitał mnie śliczny kotek :) poniżej również
fotka ze spaceru .
na
drugi dzień wycieczka ... która już się odbyła (piszę z opóźnieniem)
zatem
do następnego postu :)
(ktoś
dotrwał do końca ? ;) )
praktyczne
informacje odnośnie przelotów: darmowy autobus z
lotniska międzynarodowego w Bkk na krajowe odchodzi z bramy 2. trzeba pokazać
bilet aby przejazd był darmowy.
długość
przejazdu między lotniskiem międzynarodowym i krajowym: 60 do 90 minut w zależności
od korków i robót drogowych. lepiej liczyć więcej ..
airasia:
tanie bilety, ale z wcześniejszą rezerwacją
Aż się spociłam :0
OdpowiedzUsuńJa też 😓
UsuńHistoria trzyma w napięciu :)
OdpowiedzUsuńbuziak♡
To ciekawie się zaczęło. Ciekawe jak będzie wyglądać podróż powrotna?
OdpowiedzUsuńNa zdjęciach nocą to Moskwa?
I co to na talerzu?
Jaka jest różnica czasu?
Se Bas
na zdjęciach nocą Moskwa :) na talerzu same warzywa z ryżem... a różnica to 6 godzin do przodu z Twojego punktu widzenia. czyli u Ciebie 12 a u mnie 18ta :)
UsuńTeż mam doświadczenia z chęcią polecenia samolotem który już odleciał. Bolesne niestety ale za to ciekawie i w napięciu sie czyta :) Trzymam kciuki, żeby reszta już jak po maśle wedle planów poszła :D
OdpowiedzUsuńPisz dalej i wrzucaj DUUUUŻO zdjęć
D.
właśnie pomyślałam o Tobie jak mi się to przytrafiło... Przynajmniej dobrze bilet kupiłaś ;)
UsuńAle cóż po dobrym bilecie jak godziny nie pamiętałam. Pisz kochana. Ja tu poranna niedzielną kawę spożywam i liczyłam na poczytanie relacji z wycieczki :)
UsuńTrzymaj się chyba chłodno bo tam upalnie :)
D.
właśnie siadam do pisania. 30 minut potrzebuje żeby się wypowiedzieć. postaram się również o odpowiednią ilość zdjęć ...
UsuńSuper Katarzyna
OdpowiedzUsuńJezusie no dobrze ze ty juz na miejscu.A po jakiemu ty sie tam dogadujesz?.
OdpowiedzUsuńpo angielsku :) dla mnie i dla nich to drugi język więc czasami jest śmiesznie albo trudno ale.. dajemy radę.
Usuńdość trudno ich zrozumieć... większość mówi z jakimś tam swoim akcentem.. naleciałościami... Ale to kwestia przyzwyczajenia się :)