niedziela, 12 lutego 2017

Elephant Nature Park Chiang Mai ścinanie trawy i cat kingdom

kolejny dzień w ENP dał mi dość mocno popalić, ale miałam też sporo satysfakcji. zadanie nazywało się zbieraniem kukurydzy i ścinaniem trawy. kazano nam się ubrać w długie spodnie i długi rękaw na górę, ja oczywiście z tym drugim zawaliłam bo nie odebrałam dzień wcześniej rzeczy z pralni ... a tam miałam jedną jedyną rzecz którą wzięłam z domu z długim rękawem. Na co komu w Taj długi rękaw ... otóż przydaje się rano i wieczorami. ale co tam ... ja nie pojadę zbierać trawy ? 
pojechaliśmy w 12 osób, nasza grupa liczyła 17 ale 5 osób ... po prostu urwało się z zajęć. na miejscu pracowało ... 5. generalnie praca naprawdę ciężka. wylądowaliśmy na spadzistym terenie, nad rzeką ... 33 stopnie. naprawdę było ciężko. nawet nasz opiekun był trochę zakłopotany, widać to było po nim. 


pojechaliśmy takim oto ...autkiem :) 



dano nam do ręki noże. 


pod kątem 45 stopni trzeba było ścinać trawę na wysokości około 20 cm nad ziemią. dalej układaliśmy ją na kupkę ... porządnie, tak aby góra stykała się z górą o dół z dołem. 


dalej trawa była wiązana bambusowymi linkami 


i układana na auto. 




po 3 godzinach naprawdę ciężkiej pracy miałam pocięte całe ręce 


trawa była bardzo wysoka i ostra i przy przenoszeniu delikatnie nacinała skórę ... trudno się mówi i ścina się dalej, przecież się nie położę jak te paniusie ze sztucznymi paznokciami i zbyt drogimi spodniami na słońcu aby się opalić ... trochę to było wkurwiające ... że niektóre laski po prostu odłożyły noże i położyły się w słońcu. chcesz być krzesłem, bądź krzesłem. chcesz się nazywać wolontariuszem ? to idź popracuj trochę, daj coś z siebie, wysil się chodź trochę a nie zachowuj się jak pizda. no takie mam zdanie, sory. ktoś może mnie nazwać naiwną albo głupią. nie ważne ... trawa ląduje w brzuszkach słoni i chce być tego częścią ale nie pojmuję jak można się tak po wieśniacku zachowywać. "oh, zobacz bo ta trawa zostawia mi na spodniach brud" serio ? ..... brak słów. szkoda mojej klawiatury. ... whatever. 
najbardziej niefajne chyba było to że nie było widać jak postępuje praca, dopiero jak układaliśmy trawę na końcu ... dopiero wtedy było to widać. 
trawę trzeba było przenosić na pobocze drogi. przenosiliśmy ją z nad rzeki po stromym błotnistym terenie. 
aha, pracowaliśmy z innymi Tajami którzy tu w ENP pracują na stałe. oni jak maszynki ... ciach ciach, bardzo szybko im to szło, zero marudzenia ... i tak dzień w dzień. codziennie, po kilka godzin ... szacunek. 
czas na przerwę. wyjątkowo nie wracaliśmy na czas obiadu na teren ENP (ta praca była wykonywana około 40 minut poza terenem ENP) lunch przyjechał z nami. wszyscy się rzucili na jedzenie, laski które się opalały jako pierwsze ... rzecz jasna. Panowie Tajowie stali obok, palili fajki, gadali. dopiero jak my skończyliśmy jeść, odłożyliśmy talerze i zaczęliśmy między sobą gadać oni podeszli i zaczęli sobie nakładać jedzenie. jakoś niezręcznie się poczułam bo to oni zapieprzali jak maszynki .... żadne z nas nie dorastało żadnemu z nich do pięt .... i to oni jedno na końcu :( dziwnie jakoś. bardzo .. jakoś nie tak. 
wróciliśmy na teren ENP po południu. siedziałam na wielkim liściu aby nie pobrudzić sobie spodenek ;) 



a przy okazji wiecie co to poniżej rośnie dobrego ? 


jak wracaliśmy zatrzymaliśmy się w normalnym sklepie na przeciwko którego był targ odwiedzany głównie przez Tajów bo daleko od terenów turystycznych. 




z kukurydzą nie mieliśmy do czynienia. ale drugi tydzień w ENP będzie powtórką pierwszego więc ... może jeszcze będę miała szansę. aha i osoby które zostawały podczas mojego pierwszego tygodnia drugi tydzień ... nie stawiały się na wyjazd do ścinania trawy. również uważam to za średnio fajne zachowanie. widocznie jestem inna. whatever. 
jak wróciliśmy na teren ENP byłam padnięta. prysznic. odpoczynek. książka. kolacja i padłam. wtedy nic Wam nie napisałam. 
po południu już nie mieliśmy żadnych zadań.
a dziś opowiem Wam trochę o kotach :) jest ich tutaj około 200. wszystkie wykastrowane. wszystkie wolnożyjące ale trzeba to doprecyzować bo one wszystkie trzymają się terenu ENP. tu mają mizianie, przytulanie, jedzenie, spanie, wodę i generalnie wszystko co potrzebują do życia. jak przechodzę z pokoju do punktu spotkań albo na jakiś posiłek albo gdziekolwiek musiałabym się zatrzymywać średnio co 5 metrów gdybym chciała zrobić zdjęcie każdemu któremu napotkam ... i tak zrobiłam mnóstwo fotek ... 
koty mają swoje wydzielone miejsce gdzie jest mnóstwo legowisk, jedzenia, poduszek. jest również miejsce zamknięte. ogromna klatka której nie można otwierać. tak zwana kwarantanna w której przebywają koty które dopiero przyjechały na teren ENP i muszą poczekać 2 tygodnie na wypuszczenie, oczywiście po zbadaniu przez weterynarza :) trzeba sprawdzić czy maluchy są zdrowe. koty są wszędzie, na drodze, na drzewach, rynnach, stołach, krzesłach ... barierkach, schodach ... kolanach (wczoraj nie mogłam iść na śniadanie bo mały burasek zasnął mi na kolanach). 
tu jemy posiłki


tu się myjemy














dobranoc :)

4 komentarze:

  1. Atrakcji coraz więcej.
    Se Bas

    OdpowiedzUsuń
  2. Kup se coś z tym długim rękawem,szyty po trawie mogą być dokuczliwe przez czas jakiś. CO DO Lasek to każdy jest takim wolontariuszem jakim chce być "who cares" jest najlepszym myślę "sposobem" .koty cudne .❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny z kuchni mi czymś posmarowaly ręce. nawet nie prosiłam. same zauważyły... już jest lepiej ale faktycznie goi się fatalnie :/ sklepu generalnie tu brak. jako takiego. do najbliższego seven eleven jest spory kawałek :)

      Usuń
  3. zawsze znajda się jakieś "paniusie"

    OdpowiedzUsuń