sobota, 25 lutego 2017

Journey to freedom, jestem na miejscu

Zaczęła się druga część przygody związanej ze słoniami, projekt Journey to freedom. 


W grupie jest 15 osób. Dojechaliśmy na miejsce po 3 godzinach. 


Ostatnią część podróży przebyliśmy autem terenowym. 




Jesteśmy w górach. Internet generalnie nie działa, jeśli działa to tylko czasami i tylko w jednym miejscu na zewnątrz obok pryszniców, jest bardzo wolny. Czyli na przykład maila odczytam ale z pobraniem załącznika czeka odczekać kilka minut jeśli ma się szczęście :) czyli w praktyce nie działa, you know what I mean, w końcu to freedom.
Pod prysznicem oczywiście tylko zimna woda, to chyba jasne :) ale jest czysto, dramatu nie ma.
duzo upraw truskawek. kiedyś w tym miejscu był las ... to się podobno nazywa cywilizacja



Śpimy w dwóch domkach 7 i 8 osób. Wszyscy w jednym pomieszczeniu. Śpimy na matach, pod siatkami przeciwko owadom. Półek i szafek brak. 





To nasze łazieki 


a to kolega z łazienki


W nocy jest bardzo bardzo bardzo mocno zimno. Marznę :( drugą noc będę spać z ręcznikiem na głowie, wiem śmiesznie brzmi ale… chodzi o to aby nie tracić ciepła. Głowa wystaje poza kołdrę (jeszcze nie umiem oddychać pod) zatem nochal, policzki i inne gadżety na pysku mam zimne. Mamy oczywiście kołdry, dość ciepłe ktoś by nawet powiedział, ale dla mnie to za mało. Śpię w getrach i spodniach, do tego koszulka, długi rękaw, kołdra i … nadal marznę :( no nic. … w dzień jest 30 stopni. Myślę że w nocy temperatura spada do … 10 ? poza tym domek jest na wysokich palach a ściany są zbudowane głównie z bambusa i desek mniejszych i większych i między nimi można świat oglądać więc uważam że mogę zaryzykować stwierdzenie że śpimy prawieeeeee na zewnątrz. Elektryka jest. Odnośnie temperatury, ciepła i jego braku, mogłam się lepiej przygotować. Nie pomyślałam, za głupotę się płaci.
Koło naszego domku jest miejsce gdzie się spotykamy i jemy posiłki. Stały dostęp do zimnej czystej wody i gorącej. 



Obok tez jest kuchnia. Niby Jo, nasz opiekun powiedział że kuchnia jest też dla nas ale jak przyszłam pomóc pozmywać naczynia jakoś średnio chętnie przyjęli pomoc. Więcej nie pojawiałam się w tej sprawie.
To Jo:



każdy dzień rozpoczynamy i kończymy ogniskiem, aby się ogrzać



a to kawa która rośnie na naszym terenie, wolontariusze się nią opiekują


A to słonie które tu poznaliśmy. więcej o nich opowiem Wam w następnym poście. 
  

mama z córką 



Słonie wbrew powszechnej opinii bardzo nie lubią wody. zaobserwowałam to również jak przyglądałam się słoniowi który przechodził przez rzekę. Słonik celował w kamienie, przechodził po kamieniach, aby tylko nie dotknąć wody. Za to bardzo lubią babrać się w błocie :) taka warstwa błota to swojego rodzaju ochrona skóry przeciw temperaturze i słońcu. 


to mały Zuki, opowiem Wam o Nim jutro




Różnica między byciem na terenie w Elephant Nature Park a tym projektem jest głównie taka że tu jesteś bliżej natury, praktycznie bez internetu. Wolontariat w porównaniu z Elephant Nature Park jest na poziomie zerowym, czyli nie czuję abym wykonywała jakąkolwiek pracę. Jesteśmy w dużo mniejszej grupie. Tu jest 15 osób a w Elephant Nature Park 4 grupy po 16 – 17 osób plus jednodniowi wolontariusze, dwudniowi itd. Ten aspekt akurat na minus ale o tym napiszę w czasie odpowiednim. Tu jesteśmy na dużo mniejszym terenie, w Elephant Nature Park na znacznie większym co daje (w Elephant Nature Park) większą możliwość przebywania w wybranej przez siebie przestrzeni, na przykład dalej od ludzi :) mogę wybrać na przykład koty, albo psy albo nie-święty spokój. Dalej, słonie z którymi tu przebywamy są pełnosprawne i tworzą rodzinę jednak są tylko pod opieką Elephant Nature Park, nie są przez Elephant Nature Park wykupione. Ich własnością jest wioska obok której mieszkamy. Projekt ma na celu z jednej strony edukację nas pod wieloma względami, nie tylko jeśli chodzi o słonie, aczkolwiek to główny temat, bycie wśród natury itd. A z drugiej strony pokazanie ludziom w wioskach że słonie mogą na siebie zarabiać bez torturowania ich, bez krzywdzenia, bez znęcania się nad nimi, bez kaleczenia ich, bez wpijania haków do ich głów i uszu, bez przywiązywania ich, bez głodzenia, bicia, kopania, strzelania z procy … i tak dalej. Wiecie że słonie mają w trakcie pajaan przywiązywane również trąby do jednego z drzew ? powód jest ...straszny. Wiele słoni w trakcie tortur staje na trąbę chcąc zakończyć w ten sposób życie … i pajaan. Tak. To właśnie druga strona tajskiej turystyki którą nieuświadomieni i co gorsza ci uświadomieni chętnie wykorzystują. Tak, czasami trzeba aby ktoś otworzył oczy ale myślę że dorosły w miarę inteligentny człowiek może się zatrzymać, pomyśleć i dojść do wniosku że słonie nie urodziły się po to aby malować obrazki na ulicach Bangkoku albo robić sztuczki w cyrku albo wozić tyłki ludziom, Albo przebywać w środku miasta i żebrać o banany. Przyglądaliście się kiedyś uszom słoni ? zauważyliście że ona na końcach są poszarpane ? nie …. To nie natura, to człowiek i jego skurwysyństwo. Przyglądnijcie się kiedyś również głowie słonia, okolicom uszu, za uszkami i kostkom. Nie … to nie natura. To blizny po torturach.



4 komentarze:

  1. Czekam na ciąg dalszy kolejnego tygodnia...
    Se Bas

    OdpowiedzUsuń
  2. AZ NIE WIEM CO NAPISAĆ.......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. ja się cieszę ze tu ze mną jesteś :)

      Usuń