piątek, 13 lutego 2015

park narodowy phu kradueng

nie zgubiłam sie, nie zabiłam, nie skręciłam nogi i nie pogryzł mnie żaden wąż zatem nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. różowego koloru też za wiele nie było ;p ;p
rano o 5.55 właściciel hotel podwiózł mnie na dworzec autobusowy. stamtąd pojechałam do miejscowości phu kradung ...około godziny jazdy, 6 zł. wysiadłam na .... jak się później okazało dworcu autobusowym ... hah ... nie zrobiłam fotki ale tam była jedna szopa gdzie sprzedawali kawę i jakieś przekąski. podjechało autko, wzięło 3 turystów do parku narodowego za kolejne  80 baht. 
park narodowy można zwiedzać w wiele dni na górze mają miejsca do spania. i to własnie zrobię jeśli jeszcze kiedyś wrócę do Tajlandii. 




odnośnie noclegów, można wynająć ludzików którzy znoszą bagaż, nie wiem czy dobrze pamiętam ale to kosztuje ..... 50 baht ? ... masakra, kolesie wchodzili na górę szybciej niż ja. 



to sie własnie nazywa zorganizowany park narodowy. bananki, arbuziki, mieso, koszulki, szkoda ze maka nie ma i kejefsi ;) 
nie no ... żartuję z tym mięsem, makiem i kejefsi ....  fajnie to mają zorganizowane. :) na samej górze jest nawet wypożyczalnia rowerów bo to jest taka górka .... pod którą się wchodzi wysoko wysoko a ona na górze jest ...ścięta i to jest bardzo duży teren .... dlatego na górze można na rowerach jeździć 





a cóż my mamy poniżej .... myślałam, jakieś czary mary się robią w kotle :) śmietnik .... a wspominam o tym bo w miastach, ani w chiang mai ani w loei ani nigdzie gdzie byłam nie widze śmietników .. :/ 


zima w górach :) 


poniżej wybrane zdjęcia z drogi, nie robiłam ich dużo bo byłam skupiona na wchodzeniu .... 










a tu zdjęcia z samej góry :) 






roślinki i nowy kolega ;) 










na koniec przy wyjściu stały takie busiki dla turystów. zapytałam o dojazd do Phu Kradang (miejscowości) no i ona mi zaczęła tłumaczyć że jestem tylko jedna że tu tylko jeszcze jedna osoba czeka, że jest nas dwie ... jak debilce ... ple ple ple ... już czułam co powie ...w kościach (w tłuszczu, sorki) .... 200 baht .... pojebana pizda, myśli że na frajerkę trafiłam, postukałam sie jej w czoło i mówię że nie ma mowy. ona na to że musimy poczekać na innych turystów ale że mi sie to nie opłaca bo to bardzo długo trzeba czekać, ja na to okej, nie ma problemu, pytam ile ? 4 ? 5 godzin ? nie ma sprawy, mnie się nie spieszy. usiadłam grzecznie na ławce wyciągnęłam przewodnik i czekam. wróciła po dosłownie 6 minutach. ze za 60 baht mnie zawiezie. pieprzeni naciągacze, wkurwia mnie to. troszkę :) 
jak mnie królewna odwiozła łaskawie na miejsce autobus do Loei własnie stał i czekał na ludzików, zatem w hotelu byłam bardzo szybko, chciałam sobie tylko coś do żarcia kupić.... za pomocą google translatora poprosiłam tradycyjnie o ryz i warzywa ...ale jak wczoraj Taj mi zamówiła (tez powiedziała ze proszę ryz i warzywa) ... to to było świetne żarcie, podsmażone ... doprawione .. a tu koleś zapakował mi ryz, do woreczka warzywa, osobno przyprawy ... fuck ... :/ no nic , kosztowało to wszystko 3 zł, przecież nie będę drzeć ryja, bo nawet nie wiem jak go opierdolić ;) 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz